poniedziałek, 27 lutego 2012

Perfect Woman

 Perfect Women
Oto zasady zabawy:

Wybierz idealne kobiety w trzech kategoriach:
- perfekcyjna w swoim zawodzie,
- ideał urody,
- perfekcyjny styl.
Opublikuj na blogu obrazek z tagiem “Perfect Women”.
Napisz, kto Cię wyznaczył.
Przekaż zabawę innym blogerom.
 
 
 
Perfekcyjna w swoim zawodzie:
 
MERYL STREEP
 
Uważam, że jest jedną z najlepszych aktorek na świecie. Mimo wieku, nie przestaje grać, i powiem, że wychodzi jej to coraz lepiej. Przy okazji gratuluję Oscara :)
 
 
 
 










Ideał urody: 
 
PENELOPE CRUZ
 
 Zafascynowała mnie jej uroda w pewnym filmie,którego tytułu oczywiście nie pamiętam. Pamiętam jedynie że gotowała z taką pasją, i się w niej zakochał pewien facet i że uciekła od męża bo ją zdradzał i że miała przyjaciela/przyjaciółkę transseksualną. Nie pamiętam tytułu. Ale pamiętam, że była piękna.







Perfekcyjny styl:
 
Nie ma takiej osoby
 
Nie znam osoby, która byłaby dla mnie ideałem, jeżeli chodzi o styl. Sama nie potrafię go określić. Jeden tydzień jestem punkiem, drugi dresem, trzeci zwykłą dziewczyną. Pamiętam jednak że strasznie spodobała mi się ta sukienka! Można powiedzieć, że delikatnie uosabia mój ideał. Kobieca, ale zadziorna. :)


Do zabawy zaprosiła mnie Megajra- Dzięki ;P


Ja natomiast zapraszam:






niedziela, 26 lutego 2012

Przybyłam, zobaczyłam, zwyciężyłam

 Ferie, które spędziłam kpiąc z Niemców i jedząc wszystko co popadnie, dobiegły końca.Właściwie były udane, nie licząc 5 kilogramów, które przybyły wraz z wiedzą. Wiedzą na temat tego egoistycznego narodu. Wiedzą, o której nie chce mi się opowiadać. W każdym razie nie lubię ich. Na szczęście jestem już w Polsce i mogę się cieszyć urokami mej ojczyzny. Za jakieś 3 dni pewnie będę znów  na nią narzekała, ale póki tego nie robię, staram się dostrzegać jej uroki. Dobra, koniec.Powinnam zacząć może od jakiejś recenzji, ale przez te ferie nie przeczytałam ani jednej książki. Tak, wiem, straszne! Ale tak było. Ale nadrobię! Wiem to. No to tyle. Siema. Leszcze.. :)

niedziela, 12 lutego 2012

Nieniemieckie Niemcy

Nie zamierzałam zamieszczać postów, gdyż mam ferie i delikatnie mówiąc- nie chcę mi się, ale postanowiłam poinformować Was, co się ze mną dzieje. Tak więc jestem w Berlinie. Wiadomo oczywiście, że to stolica Niemiec, tyle że Niemców jest tu niewiele. Większość to Turki i Araby. Niezbyt za nimi przepadam, ale nie zamierzam ich tu obrażać. Tak więc po prostu ich nie lubię. Niemcy to chamski naród. Chyba zostało im jeszcze pohitlerowskie przyzwyczajenie, że są lepsi od całego świata. Oczywiście nie mam zamiaru wyzywać ich od nazistów, ale po prostu są egoistami. To tyle. Tak wiem, mogłam się powstrzymać od tej hipokryzji z mojej strony, ponieważ sama jestem chamska, ale dla osób, które według mnie na to zasługują nie mam litości. Oni zasługują. Są oczywiście wyjątki, ale rzadkie. Póki co się z nim nie spotkałam. No to cóż. Pozdrowienia. :)

wtorek, 7 lutego 2012

Diabeł- nie taki niezniszczalny

Widzę, że nasze blogowe społeczeństwo nie jest tak zacofane jak te ogólne i czyta książki. Nawet dużo. Ja też je czytam. Nawet bardzo dużo. Tak więc wam o tym opowiem. Swoimi opiniami. Oczywiście nie każdy post będzie o nich, ale myślę, że duża część. Dzisiaj kolej na :


Graham Masterton
"Wojownicy nocy"

Jest to moja kolejna pozycja Grahama Mastertona. Bardzo długo ją czytałam. Nie dlatego, że język, jakim ją napisano, był trudny czy niezrozumiały, lecz ma ona wiele wątków, więc starałam się każdy z nich przemyśleć, aby lepiej zrozumieć tę książkę.
Głównym tematem jest walka. Z niepokonanym. Z diabłem, który nie tylko w książce ma nad nami kontrole. Popełniając grzechy, złe uczynki, dobrowolnie dajemy mu klucz do swoich kajdanek. I tylko my możemy go mu odebrać- ludzie.
Jak w każdej książce jest też motyw miłosny, choć tu jest jej kilka odmian.
Pierwsza- młodzieńcze zauroczenie, które może doprowadzić do czegoś pięknego jak i zniszczyć nas od środka- dosłownie i w przenośni.
Drugi- tęsknota za miłością, którą straciliśmy przez własną głupotę, np. nałóg ( skąd wychodzi jeszcze jeden wątek).
Trzeci rodzaj to miłość, której równie dobrze już miłością nazywać nie możemy. Monotonia, która zniszczyła wszystko, a raczej tragiczne wydarzenie, przez które zapomniano, że to uczucie nadal trzeba pielęgnować. Z nostalgią wspominamy, jak to było kiedyś, zamiast sprawić, aby było tak i teraz.
Jest tych rodzajów więcej, jednak nie chciałabym się skupiać tylko na tym.
Nałóg, który męczy jednego z głównych bohaterów jest wyniszczający. Nie jest drobnostką także w realnym świecie. U 'Kasyxa' nie jest to aż tak rozwinięte, jednak są ludzie, którzy nie potrafią sami powiedzieć 'nie!'. Trzeba im pomóc. Tyle że nie wszyscy wiedzą, jak to zrobić. I nie wszyscy chcą, aby im pomagano.
Nie można zapomnieć o tle, w jakie ubrana była cała ta historia. Świat snów. Świat bezgranicznych cierpień i niekończących się strumieni szczęścia. Kraina, w której możliwe jest wszystko. Kraina, nad którą panuje tylko ten, kto ją stworzył. Ktoś, kto nie pozwoli, aby ktokolwiek zaznał radości. Jego tortury połączone są z nasączonymi krwią, potem i intensywnymi emocjami, szczegółami autora, tworzą wręcz broń zagłady. Strach.
Wspaniale ukazana jest tworząca się przyjaźń, połączona słusznym celem, która z czasem staje się ona rodziną.
Książka dla mnie- bez zarzutu.

poniedziałek, 6 lutego 2012

denerwująca ciotka+ miłość+ horror= sukces

Dopadł mnie brak natchnienia, więc czas zopiniować następną książkę. :)

Krystyna Siesicka
"W stronę tamtego lasu"


NIENAWIDZĘ! Pierwsze słowo, jakie mi przyszło na myśl po przeczytaniu ostatniego zdania tej książki. Dlaczego Pani Siesicka musi być tak znakomitą manipulatorką? Pod przykrywką książeczki, praktycznie o niczym, zostawia ogromna wyrwę w sercu, której nie da się zwyczajnie wypełnić. To miała być leciutka książeczka, na jeden dzień, bez szczególnych rozmyśleń nad nią, tak jakby jej nie było. Miała tylko zająć czas. Ta natomiast wykorzystując moją bezbronność i naiwność, doprowadziła moje nerwy na skraj wytrzymałości. To pewnie przez to, że traktuję książki jako część życia, nie tylko odpoczynek. Tylko sobie wmawiam, że tak nie jest. Na końcu mam ochotę usiąść z bezsilności i się rozpłakać. Bo mimo żartobliwego nastroju przeplatanego ze smutnym , do końca nie wiadomo, jak to odebrać. Dlatego czuję się bezsilnie. To chyba najgorsze uczucie, jakie może zamieszkać w moim sercu po przeczytaniu książki. Można czuć się nieprzydatnym, nie mogąc uwierzyć, że ktoś zdołał napisać takie coś, ale to łączy się z frustracją. Tu jest tylko ta bezsilność. Co oznacza, że książka była dobra.
Jakże irytujące jest, gdy człowiek pisząc cokolwiek, co miało być fantazją, wytworem wyobraźni, staje się czymś, co się kiedyś wydarzyło. Co nie daje spokoju, coś co przypomina się, czegokolwiek byś nie robił. Równie irytujący jest moment, w którym okazuje się, że TWÓJ utwór piszesz pod gusta innych.
I nawet tego nie zauważasz. Wiele jest takich irytujących rzeczy. Np. to, że gdy patrzysz na coś, co w żadnym przypadku nie ma prawa kojarzyć się z jakąś osobą/sytuacją, a jednak tak jest. Irytujące jest to, że rozum nie zgadza się z sercem.
Kochasz, choć to niedorzeczne. Irytujące jest to, że Pani Krystyna pozostawiła zakończenie na pastwę naszej wyobraźni. Sami mamy dopowiedzieć, co było dalej. Ale ja się boję zostać sama ze swoją wyobraźnią. Jest zbyt nieobliczalna. Za dobrze wie, czego się najbardziej obawiam. A wiem, że jest wredniejsza ode mnie. I mści się na mnie bez litości.

środa, 1 lutego 2012

Poezji nie będzie.

Chciałam pisać o poezji. Kiedyś. Poezji pisać nie umiem, ale mogłabym ją skomentować. Nie mogę jednak na razie tego zrobić. Odeszła od nas pewna osoba, wizytówka naszej ojczystej poezji. Wisława Szymborska miała 89 lat, Nagrodę Nobla i wiele innych na karku. Można by powiedzieć, że odeszła spełniona. Można by tak powiedzieć o zwykłym człowieku. Ale nie o niej. Zostawiła serce, które możemy oglądać, nawet jeżeli jej oblicza- już nie. Serce te wyraźnie widać w każdym jej utworze. Skromniutka osóbka, tak wiele zdziałała dla Polski. Tak wiele serc nakarmiła uczuciem, o które byśmy siebie nie podejrzewali. Taka wspaniała. Ale była też człowiekiem. Jak my. Ludzie umierają. I zawsze coś po sobie pozostawią. Jednak poecie ciężko powiedzieć "stop!''. Poeta wie, kiedy ten stop będzię. Może ona też wiedziała? Miejmy nadzieje, że była na to przygotowana i nie zostawiła czegoś, jakiejś historii niedokończonej, rzuconych na pastwę zakurzonych piwnic. Oczywiście, oprócz tych naszych historii. Historii życia. Czucia. Myślenia. Niech spoczywa w pokoju.

dojrzała- niedoświadczona

Pomyślałam sobie, że nie zawsze muszę pisać pierdół. Czasami przecież mogę dodać najzwyklejszą opinię o jakiejś książce, filmie czy czymkolwiek. Nadszedł właśnie ten czas. Tak więc chciałabym wam przedstawić :

"Gorzkie Urodziny"
Anne Cassidy

Według okładki:
Julia i jej przyjaciółka mają dopiero po 17 lat, kiedy ich świat niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Teraz szkolne imprezy, randki, oceny z testów i inne zwyczajne sprawy, którymi żyły do tej pory, wydają się im śmieszne i dziecinnie proste. Łączy je wspólna tajemnica, którą za wszelką cenę starają się ukryć przed światem. Tylko czy są już gotowe poradzić sobie z tym zupełnie same? Czy uda się naprawić skutki ich wstrząsającej decyzji? I czy to możliwe, żeby z tej całej koszmarnie pogmatwanej sytuacji wynikło coś dobrego???

Według mnie :
Krótka powieść o tym, jak w jednej chwili całe życie wywraca się do góry nogami. Jak w jednej chwili najlepszy przyjaciel staje się największym wrogiem. Jak gwałtownie kończy się beztroskie życie nastolatki i bez momentu wytchnienia zaczyna się pełna trudnych wyborów i uciążliwych skutków nieprzemyślanych decyzji- dorosłość.
Czasem sytuacja, która przyniosła za sobą wiele bólu w istocie prowadzi do szczęścia.
Świadomość czy nieświadomość? Które z nich jest szczęściem? To zależy od tego, z jakiej perspekty czasu na to patrzymy. W gruncie rzeczy wolę wiedzieć, na co powinnam być gotowa. Niektórzy łudzą się, że nie mówiąc nam o czymś, nie odczujemy skutków ubocznych. Nic bardziej mylnego. Jednak więszość ludzi ceni sobie szczerość. Ale docenia też dobre chęci.
Tak naprawdę, to moment, w którym stajemy się odpowiedzialni za własne czyny jest chwilą wkroczenia w dorosłość. Stanie się rodzicem ma początek w momencie, gdy człowiek jest gotowy ponieść również odpowiedzialność za swoje dziecko. Dochodzi on do tego wniosku, gdy uświadamia sobie, że mógłby za niego oddać życie. W momencie, gdy się w nim zakochuje. Ta chwila zazwyczaj następuje po pierwszym spojrzeniu na niemowlę. Niektórzy potrzebują do tego jednak czasu. Zależy to od ich nastawienia psychicznego. Czy rzeczywiście zgodził się na dożywotni "wyrok", który nie raz rozgrzeje jego serce, nie raz będzie powodem zaczerwienionych oczu, z których jeszcze przed chwilą obficie lał się strumień smutku, bezradności i goryczy?
To pytanie rodzi się w każdym początkującym rodzicu, a to po jakim czasie będzie on znał odpowiedź, w cale nie robi z niego gorszego człowieka. Nadal jesteśmy zdolni do miłości. Będą chwile zwątpienia i bezsilności, jednak rodzic obiecał, że zrobi wszystko, aby ich pociechy były szczęśliwe. Ich los jest w rękach ich opiekunów. Opiekunów, którzy obiecali. Kochając je, biorą odpowiedzalność za ichj wzloty i upadki. Zapewniają im bezpieczeństwo. Dają im prawo istnienia. 

Szok, co nie? A jednak potrafię być taka, jak inni. Ale po co ?