czwartek, 17 maja 2012

Pardon!

Jejku, nie było mnie tu całe wieki. PRZEPRASZAM! To przez zupełny brak dostępu do komputera. Dopiero teraz wpadłam na to, że przecież mogę wejść na bloga w swej skomputeryzowanej bibliotece. Głuptas.
 Jest jeden  minus. nie mogę dodać żadnego zdjęcia. Ale ten jeden raz chyba mi wybaczycie.
No więc. Dzisiaj jest wspaniały dzień. Jeszcze nigdy nie zdażyło mi się tak zaczytać, że nie poszłam do szkoły... Aż do dzisiaj. Zaczęłam se czytać rano, aż tu patrzę a już 13:00!
A to wszystko za sprawą jakiegoś śmiesznego "Pamiętnika Księżniczki 3". Zdaża się. Na pożegnanie dodam opinie o książce, która zrobiła na mnie ostatnio duże wrażenie ( jest taka jeszcze jedna, ale nic o niej nie napisałam! Może wkrótce..). Jest to "Jutro 3. W objęciach chłodu". Chyba najlepsza dotychczas ( z tej serii).

Z każdą częścią "Jutra", coraz bardziej jestem od niego uzależniona. Myślę, że trudno mi żyć w tym świecie, gdzie pełno wojen... Tyle że nie jestem w samym ich centrum.Oni, bohaterzy tej serii, są.
Kazdy powinien mieć beztroskie dzieciństwo, "spokojne" dorastanie. Dlatego tak bardzo mnie boli, gdy czytam o ludziach, którym w normalnej egzystencji przeszkodziła wojna, śmierć. Jedynym pocieszeniem jest to, że jakoś sobie radzą.
Wręcz niewyobrażalne jest to, co oni robią. Walczą za swój kraj, nie zważając na rany, poświęcają życie. I to nie z przymusu. Z czystego poczucia patriotyzmu. Wstrząsnęło mną to. Trzeba wykrzesac z siebie wielką odwagę, żeby zrobić coś takiego.
Każdy ma ją w sobie, ale nie każdy ma tego świadomość. Wiara. To ona pomaga ją znaleźć.
Miałam już pisać źle o tej książce, że niektóre opisy stanu umysłu bohaterki są wręcz męczące. Jestem raczej fanką nagłych zwrotów akcji, dialogów. Ale teraz, gdy już skończyłam czytać tę książkę, dostrzegam, że to jest potrzebne. Co prawda, miejscami można by je nieco ograniczyć, jednak większość jest niezbędna.
Ciąglę nie moge się nadziwić bohaterstwu i odwagi Robyn. Nie daje mi spokoju. Od początku serii uosabniam się z nią, ze względu na jej stanowczość i racjonalne myślenie (to już mniej), jednak nie jestem pewna, czy dorosłam do tego. Czy jestem tego godna. Bo mimo ze to fikcja, Robym jest moją bohaterem.
Nikt nie wie, co by zrobił w takiej sytuacji. Jednak trzeba przyznać, że ona zachowała się, jak należy. Jest wzorem do naśladowania i, przede wszystkim, największym bohaterem tej wojny. Wojny, która nie tylko toczy się na powierzchni Ziemii. Ta wojna jest w sercach. Bohaterów i czytelników.

Dziękuję. Do widzenia. (Wybaczcie mi!)

piątek, 23 marca 2012

Niezwykle silne

Z racji tego, że się za bardzo rozmarzyłam po tych wszystkich Harlequinach, postanowiłam przeczytać coś konkretnego. Coś, co właściwie znalazłam na regale mojej babci. Coś czego zakazała mi dotykać, ponieważ to "Nie dla dzieci". To jeszcze bardziej mnie do zaczytania zachęciło, więc se ją przywłaszczyłam. Co prawda,babcia i tak się o tym dowiedziała, ale, o dziwo, nie była taka zła. W każdym razie czas na opinie.

"Kwiat Pustyni"
Waris Dirie 
Cathleen Miller


 Naprawdę przerażająco wspaniała. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę. Autorka prostym, czasami wręcz groteskowym, językiem niełatwe sytuacje. Ciężko jest opisywać a co gorsza oceniać takie książki. Dostarczają one dużo wiedzy, ale też dużo zmartwień. No bo jak tu się nie martwić dziewczynką, która w wieku 5 lat była obrzezana a następnie skazywana na te wszystkie bóle związane z życiem muzułmańskich kobiet? Podświadomie postrzegamy Waris jako własną córkę i cieszymy się z sukcesu, jaki osiągnęła, mając ochotę oczywiście zabić wszystkich, którzy mieli czelność stanąć jej na drodze. No cóż. Mam wielki szacunek dla wszystkich kobiet z Somalii i innych krajów dotkniętych tą tradycją. Mam nadzieję że ta książka coś zmieniła w ich życiu i pozwoliła im dostrzec, że nie muszą tak cierpieć. 


czwartek, 15 marca 2012

Wspaniale nużące

Ostatnio był taki czas w którym czytałam same odpowiednie książki, takie w których nie ma tych typowych wyskoków miłości, wszystko uzasadnione. Trochę mnie to znudziło. Więc sięgnęłam po harlequina. No dobra, 4 harlequiny. Normalnie aż się chciało krzyczeć :"JAKIE TO JEST ROMANTYCZNE!". No i było. Tak więc czytałam, czytałam i czytałam. Aż w końcu sobie przypomniałam, dlaczego kiedyś zakończyłam z nimi przygodę. Jakie one są przewidywalne ! Tragedia.  No i już nie czytam. Ale nie powiem, że w życiu czasami by się przydało trochę przewidywalności.Ja tam lubię, jak mnie ktoś zaskakuje. Szczególnie mój laptop. Chociaż on też już jest przewidywalny. W kółko to samo. Działa, psuje się. No ale cóż. Tym smutnym zdaniem kończę panowanie na gruchocie mojej mamy. :D

Pozdrowienia dla Megajry, która (miejmy nadzieję) wczoraj szczęśliwie zawitała w Anglii. :)

niedziela, 11 marca 2012

Nie taki głupi

Oj, trochę mnie tu nie było, ponieważ mój żywot mojego laptopa chwilowo dobiegł końca ( ;(( ). Ale za to mam więcej czasu na czytanie! Więc daję opinię książki, która mocno poruszyła moje serce.

"Forrest Gump"
Winston Groom
 Najgorsze co mogłam przeżyć. Gdy przeczytałam ostatnie zdanie tej książki, chciało mi się płakać. Jest idealna. Nie wiem dokładnie pod jakim względem. Po prostu, gdy nie wiem co powiedzieć po przeczytaniu czegoś, albo jest tak żałosne, że szkoda mi na to słów, albo że mocno chwyciła mnie za serce i nie mogę wydusić ani sylaby.
Sam Forrest jest wspaniały. Postrzegam go jak dziecko, z czułością. Z początku myślałam "Ten to ma dobrze.". Nie zawsze musi się przejmować światem. Ale gdy doszłam do końca, współczułam mu jak nikomu na świecie. Odczuwał tak samo jak my, ale miał o tyle gorzej, że nie był tak samo odporny. Nie chodzi tu o fizyczną stronę tego słowa. Nie był odporny na uczucia.
Czasem myślę, że najłatwiej byłoby się ich wyrzec. Uniknęłabym bólu, który, o dziwo, zaczyna się od radości. Ubolewam, bo radość musi się w końcu skończyć.
Przygód można Forrestowi współczuć lub zazdrościć. Ja po tej lekturze, praktycznie o nich zapomniałam. Moje myśli zajął ten biedny Forrest.
Jak pisałam, postrzegam Forresta jako dziecko i chciałabym, żeby wszystko skończyło się dla niego szczęśliwie. W pewnym sensie tak było. Osiągnął, to co chciał. Prawie. Ale nigdy nie można mieć wszystkiego. Tyle że jemu chciałabym dać wszystko. Żeby wynagrodzić mu wszystkie krzywdy. Niby czym jest życie bez ryzyka, zawsze może się coś nie udać, ale tym razem nie dostrzegam tej możliwości. Wszystko powinno się udać. Nie ma opcji, że nie.
Gdyby Forrest istniał, nie spodobałoby mu się to co piszę. Ostatnią rzeczą, jaką by sobie życzył, to postrzeganie go jako dziecka. Nic na to nie poradzę. Chciałabym dla niego jak najlepiej, ale nie wiem czy coś zdziałam.
Jednak w mojej wyobraźni Forrest wygrał. Mieszka ze swoją miłością w wielkim domu, hodują krewetki, co miesiąc jeżdżą na mecze swojego syna. Piją herbatę z synową, a Forrest bawi się z wnuczętami. Mała Jenny ma piękny głos, a Forrest Junior akompaniuje jej na organkach.
Jednak to nierealne. :(
Ale gdybym spotkała kiedyś tego mojego wymarzonego Forresta, powiedziałabym mu : "Wiesz co, Forrest? Nie jesteś idiotem! "
 

poniedziałek, 27 lutego 2012

Perfect Woman

 Perfect Women
Oto zasady zabawy:

Wybierz idealne kobiety w trzech kategoriach:
- perfekcyjna w swoim zawodzie,
- ideał urody,
- perfekcyjny styl.
Opublikuj na blogu obrazek z tagiem “Perfect Women”.
Napisz, kto Cię wyznaczył.
Przekaż zabawę innym blogerom.
 
 
 
Perfekcyjna w swoim zawodzie:
 
MERYL STREEP
 
Uważam, że jest jedną z najlepszych aktorek na świecie. Mimo wieku, nie przestaje grać, i powiem, że wychodzi jej to coraz lepiej. Przy okazji gratuluję Oscara :)
 
 
 
 










Ideał urody: 
 
PENELOPE CRUZ
 
 Zafascynowała mnie jej uroda w pewnym filmie,którego tytułu oczywiście nie pamiętam. Pamiętam jedynie że gotowała z taką pasją, i się w niej zakochał pewien facet i że uciekła od męża bo ją zdradzał i że miała przyjaciela/przyjaciółkę transseksualną. Nie pamiętam tytułu. Ale pamiętam, że była piękna.







Perfekcyjny styl:
 
Nie ma takiej osoby
 
Nie znam osoby, która byłaby dla mnie ideałem, jeżeli chodzi o styl. Sama nie potrafię go określić. Jeden tydzień jestem punkiem, drugi dresem, trzeci zwykłą dziewczyną. Pamiętam jednak że strasznie spodobała mi się ta sukienka! Można powiedzieć, że delikatnie uosabia mój ideał. Kobieca, ale zadziorna. :)


Do zabawy zaprosiła mnie Megajra- Dzięki ;P


Ja natomiast zapraszam:






niedziela, 26 lutego 2012

Przybyłam, zobaczyłam, zwyciężyłam

 Ferie, które spędziłam kpiąc z Niemców i jedząc wszystko co popadnie, dobiegły końca.Właściwie były udane, nie licząc 5 kilogramów, które przybyły wraz z wiedzą. Wiedzą na temat tego egoistycznego narodu. Wiedzą, o której nie chce mi się opowiadać. W każdym razie nie lubię ich. Na szczęście jestem już w Polsce i mogę się cieszyć urokami mej ojczyzny. Za jakieś 3 dni pewnie będę znów  na nią narzekała, ale póki tego nie robię, staram się dostrzegać jej uroki. Dobra, koniec.Powinnam zacząć może od jakiejś recenzji, ale przez te ferie nie przeczytałam ani jednej książki. Tak, wiem, straszne! Ale tak było. Ale nadrobię! Wiem to. No to tyle. Siema. Leszcze.. :)

niedziela, 12 lutego 2012

Nieniemieckie Niemcy

Nie zamierzałam zamieszczać postów, gdyż mam ferie i delikatnie mówiąc- nie chcę mi się, ale postanowiłam poinformować Was, co się ze mną dzieje. Tak więc jestem w Berlinie. Wiadomo oczywiście, że to stolica Niemiec, tyle że Niemców jest tu niewiele. Większość to Turki i Araby. Niezbyt za nimi przepadam, ale nie zamierzam ich tu obrażać. Tak więc po prostu ich nie lubię. Niemcy to chamski naród. Chyba zostało im jeszcze pohitlerowskie przyzwyczajenie, że są lepsi od całego świata. Oczywiście nie mam zamiaru wyzywać ich od nazistów, ale po prostu są egoistami. To tyle. Tak wiem, mogłam się powstrzymać od tej hipokryzji z mojej strony, ponieważ sama jestem chamska, ale dla osób, które według mnie na to zasługują nie mam litości. Oni zasługują. Są oczywiście wyjątki, ale rzadkie. Póki co się z nim nie spotkałam. No to cóż. Pozdrowienia. :)

wtorek, 7 lutego 2012

Diabeł- nie taki niezniszczalny

Widzę, że nasze blogowe społeczeństwo nie jest tak zacofane jak te ogólne i czyta książki. Nawet dużo. Ja też je czytam. Nawet bardzo dużo. Tak więc wam o tym opowiem. Swoimi opiniami. Oczywiście nie każdy post będzie o nich, ale myślę, że duża część. Dzisiaj kolej na :


Graham Masterton
"Wojownicy nocy"

Jest to moja kolejna pozycja Grahama Mastertona. Bardzo długo ją czytałam. Nie dlatego, że język, jakim ją napisano, był trudny czy niezrozumiały, lecz ma ona wiele wątków, więc starałam się każdy z nich przemyśleć, aby lepiej zrozumieć tę książkę.
Głównym tematem jest walka. Z niepokonanym. Z diabłem, który nie tylko w książce ma nad nami kontrole. Popełniając grzechy, złe uczynki, dobrowolnie dajemy mu klucz do swoich kajdanek. I tylko my możemy go mu odebrać- ludzie.
Jak w każdej książce jest też motyw miłosny, choć tu jest jej kilka odmian.
Pierwsza- młodzieńcze zauroczenie, które może doprowadzić do czegoś pięknego jak i zniszczyć nas od środka- dosłownie i w przenośni.
Drugi- tęsknota za miłością, którą straciliśmy przez własną głupotę, np. nałóg ( skąd wychodzi jeszcze jeden wątek).
Trzeci rodzaj to miłość, której równie dobrze już miłością nazywać nie możemy. Monotonia, która zniszczyła wszystko, a raczej tragiczne wydarzenie, przez które zapomniano, że to uczucie nadal trzeba pielęgnować. Z nostalgią wspominamy, jak to było kiedyś, zamiast sprawić, aby było tak i teraz.
Jest tych rodzajów więcej, jednak nie chciałabym się skupiać tylko na tym.
Nałóg, który męczy jednego z głównych bohaterów jest wyniszczający. Nie jest drobnostką także w realnym świecie. U 'Kasyxa' nie jest to aż tak rozwinięte, jednak są ludzie, którzy nie potrafią sami powiedzieć 'nie!'. Trzeba im pomóc. Tyle że nie wszyscy wiedzą, jak to zrobić. I nie wszyscy chcą, aby im pomagano.
Nie można zapomnieć o tle, w jakie ubrana była cała ta historia. Świat snów. Świat bezgranicznych cierpień i niekończących się strumieni szczęścia. Kraina, w której możliwe jest wszystko. Kraina, nad którą panuje tylko ten, kto ją stworzył. Ktoś, kto nie pozwoli, aby ktokolwiek zaznał radości. Jego tortury połączone są z nasączonymi krwią, potem i intensywnymi emocjami, szczegółami autora, tworzą wręcz broń zagłady. Strach.
Wspaniale ukazana jest tworząca się przyjaźń, połączona słusznym celem, która z czasem staje się ona rodziną.
Książka dla mnie- bez zarzutu.

poniedziałek, 6 lutego 2012

denerwująca ciotka+ miłość+ horror= sukces

Dopadł mnie brak natchnienia, więc czas zopiniować następną książkę. :)

Krystyna Siesicka
"W stronę tamtego lasu"


NIENAWIDZĘ! Pierwsze słowo, jakie mi przyszło na myśl po przeczytaniu ostatniego zdania tej książki. Dlaczego Pani Siesicka musi być tak znakomitą manipulatorką? Pod przykrywką książeczki, praktycznie o niczym, zostawia ogromna wyrwę w sercu, której nie da się zwyczajnie wypełnić. To miała być leciutka książeczka, na jeden dzień, bez szczególnych rozmyśleń nad nią, tak jakby jej nie było. Miała tylko zająć czas. Ta natomiast wykorzystując moją bezbronność i naiwność, doprowadziła moje nerwy na skraj wytrzymałości. To pewnie przez to, że traktuję książki jako część życia, nie tylko odpoczynek. Tylko sobie wmawiam, że tak nie jest. Na końcu mam ochotę usiąść z bezsilności i się rozpłakać. Bo mimo żartobliwego nastroju przeplatanego ze smutnym , do końca nie wiadomo, jak to odebrać. Dlatego czuję się bezsilnie. To chyba najgorsze uczucie, jakie może zamieszkać w moim sercu po przeczytaniu książki. Można czuć się nieprzydatnym, nie mogąc uwierzyć, że ktoś zdołał napisać takie coś, ale to łączy się z frustracją. Tu jest tylko ta bezsilność. Co oznacza, że książka była dobra.
Jakże irytujące jest, gdy człowiek pisząc cokolwiek, co miało być fantazją, wytworem wyobraźni, staje się czymś, co się kiedyś wydarzyło. Co nie daje spokoju, coś co przypomina się, czegokolwiek byś nie robił. Równie irytujący jest moment, w którym okazuje się, że TWÓJ utwór piszesz pod gusta innych.
I nawet tego nie zauważasz. Wiele jest takich irytujących rzeczy. Np. to, że gdy patrzysz na coś, co w żadnym przypadku nie ma prawa kojarzyć się z jakąś osobą/sytuacją, a jednak tak jest. Irytujące jest to, że rozum nie zgadza się z sercem.
Kochasz, choć to niedorzeczne. Irytujące jest to, że Pani Krystyna pozostawiła zakończenie na pastwę naszej wyobraźni. Sami mamy dopowiedzieć, co było dalej. Ale ja się boję zostać sama ze swoją wyobraźnią. Jest zbyt nieobliczalna. Za dobrze wie, czego się najbardziej obawiam. A wiem, że jest wredniejsza ode mnie. I mści się na mnie bez litości.

środa, 1 lutego 2012

Poezji nie będzie.

Chciałam pisać o poezji. Kiedyś. Poezji pisać nie umiem, ale mogłabym ją skomentować. Nie mogę jednak na razie tego zrobić. Odeszła od nas pewna osoba, wizytówka naszej ojczystej poezji. Wisława Szymborska miała 89 lat, Nagrodę Nobla i wiele innych na karku. Można by powiedzieć, że odeszła spełniona. Można by tak powiedzieć o zwykłym człowieku. Ale nie o niej. Zostawiła serce, które możemy oglądać, nawet jeżeli jej oblicza- już nie. Serce te wyraźnie widać w każdym jej utworze. Skromniutka osóbka, tak wiele zdziałała dla Polski. Tak wiele serc nakarmiła uczuciem, o które byśmy siebie nie podejrzewali. Taka wspaniała. Ale była też człowiekiem. Jak my. Ludzie umierają. I zawsze coś po sobie pozostawią. Jednak poecie ciężko powiedzieć "stop!''. Poeta wie, kiedy ten stop będzię. Może ona też wiedziała? Miejmy nadzieje, że była na to przygotowana i nie zostawiła czegoś, jakiejś historii niedokończonej, rzuconych na pastwę zakurzonych piwnic. Oczywiście, oprócz tych naszych historii. Historii życia. Czucia. Myślenia. Niech spoczywa w pokoju.

dojrzała- niedoświadczona

Pomyślałam sobie, że nie zawsze muszę pisać pierdół. Czasami przecież mogę dodać najzwyklejszą opinię o jakiejś książce, filmie czy czymkolwiek. Nadszedł właśnie ten czas. Tak więc chciałabym wam przedstawić :

"Gorzkie Urodziny"
Anne Cassidy

Według okładki:
Julia i jej przyjaciółka mają dopiero po 17 lat, kiedy ich świat niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Teraz szkolne imprezy, randki, oceny z testów i inne zwyczajne sprawy, którymi żyły do tej pory, wydają się im śmieszne i dziecinnie proste. Łączy je wspólna tajemnica, którą za wszelką cenę starają się ukryć przed światem. Tylko czy są już gotowe poradzić sobie z tym zupełnie same? Czy uda się naprawić skutki ich wstrząsającej decyzji? I czy to możliwe, żeby z tej całej koszmarnie pogmatwanej sytuacji wynikło coś dobrego???

Według mnie :
Krótka powieść o tym, jak w jednej chwili całe życie wywraca się do góry nogami. Jak w jednej chwili najlepszy przyjaciel staje się największym wrogiem. Jak gwałtownie kończy się beztroskie życie nastolatki i bez momentu wytchnienia zaczyna się pełna trudnych wyborów i uciążliwych skutków nieprzemyślanych decyzji- dorosłość.
Czasem sytuacja, która przyniosła za sobą wiele bólu w istocie prowadzi do szczęścia.
Świadomość czy nieświadomość? Które z nich jest szczęściem? To zależy od tego, z jakiej perspekty czasu na to patrzymy. W gruncie rzeczy wolę wiedzieć, na co powinnam być gotowa. Niektórzy łudzą się, że nie mówiąc nam o czymś, nie odczujemy skutków ubocznych. Nic bardziej mylnego. Jednak więszość ludzi ceni sobie szczerość. Ale docenia też dobre chęci.
Tak naprawdę, to moment, w którym stajemy się odpowiedzialni za własne czyny jest chwilą wkroczenia w dorosłość. Stanie się rodzicem ma początek w momencie, gdy człowiek jest gotowy ponieść również odpowiedzialność za swoje dziecko. Dochodzi on do tego wniosku, gdy uświadamia sobie, że mógłby za niego oddać życie. W momencie, gdy się w nim zakochuje. Ta chwila zazwyczaj następuje po pierwszym spojrzeniu na niemowlę. Niektórzy potrzebują do tego jednak czasu. Zależy to od ich nastawienia psychicznego. Czy rzeczywiście zgodził się na dożywotni "wyrok", który nie raz rozgrzeje jego serce, nie raz będzie powodem zaczerwienionych oczu, z których jeszcze przed chwilą obficie lał się strumień smutku, bezradności i goryczy?
To pytanie rodzi się w każdym początkującym rodzicu, a to po jakim czasie będzie on znał odpowiedź, w cale nie robi z niego gorszego człowieka. Nadal jesteśmy zdolni do miłości. Będą chwile zwątpienia i bezsilności, jednak rodzic obiecał, że zrobi wszystko, aby ich pociechy były szczęśliwe. Ich los jest w rękach ich opiekunów. Opiekunów, którzy obiecali. Kochając je, biorą odpowiedzalność za ichj wzloty i upadki. Zapewniają im bezpieczeństwo. Dają im prawo istnienia. 

Szok, co nie? A jednak potrafię być taka, jak inni. Ale po co ?

sobota, 28 stycznia 2012

Tak samo różne

Żebyście nie myśleli, że to blog tylko o książkach, postanowiłam skomętować coś innego. Anime. Nie wierzę, że nikt z was nie oglądał "Bleach'a" czy "Naruto". Gdy byliście dzieciakami, pewnie przed telewizorami czekaliście, aż się zaczną "Czarodziejki z Księżyca". NA PEWNO! Nie chcę mówić o tych anime, ponieważ doskonale je znacie. Chcę wam pokazać jedno, z moich ulubionych.

Anime to nosi nazwe NANA. Jest to opowieść o dwóch dziewczynach, kompletnie od siebie różnych. Jedyne co je łączy, to wiek, imię i to, że w mieście, do którego obie zmierzają mieszka ich miłość. Nana Osaki to dziewczyna po przejściach. Jej matka zostawiła ją pod opieką w pooni za mężczyzną i już nie wróciła. Teraz ma swoją kapelę- "Blast", której jest wokalistką. Gdy basista Black Stone'sów, Ren- chłopak Nany postanawia wyjechać do Tokio, ta nie wie co ma zrobić. W końcu, gdy zdobyło odpowiednią kwotę pięniędzy, postanowiła jechać do Tokio, jednak nie za Renem, a za karierą. W pociągu do stolicy spotyka słodką i niewinną Nane Kamatsu (później Hachi). Hachi po wielu nieudanych związkach, zakochuje się w Shouji'm, który postanawia wyjechać do Tokio na ASP. Hachi, przepełniona miłością, postanawia jechać do niego, tam zamieszkać i ułożyć sobie życie. Los sprawił, że spotkały się ponownie, zamieszkały razem, zaprzyjaźniły,...
Nie chciałabym zdradzać wiele, choć i tak już powiedziałam za dużo, ale jest to genialne anime, które na zawsze zostawiło ślad w moim sercu.
Muzyka towarzysząca fabule jest genialna. Zespół Rena- "Trapnest" również tworzy wspaniałe utwory. Np.:
Reira- wokalistka "Trapnest" w swoich utworach porusza uczuciową strunę. To samo robi Nana w "Blast" jednak w ostrzejszy sposób, który osobiście bardziej aprobuję.

Całe anime bardzo porusza, jednocześnie cholernie śmieszy. Jest pełne uczuć do których my sami nie potrafimy się przyznać.

Nie chciałabym już nic więcej zdradzać, ale tak mnie korci! Sami widzicie, co to ze mną robi!





Zazwyczaj jestem chamska i bezwzględna, ale przy tym... miękne. No coż. Oglądnijcie! 




piątek, 27 stycznia 2012

Pożądna kurtyzana

Mogłabym pisać o mojej chorobie, ponieważ jestem nią lekko rozgoryczona, ale kogo obchodzi moje przeziębienie? Mogłabym pisać ... nawet nie wiem co zaproponować! W każdym razie o czymś napisać powinnam. Nawet jeśli nikt tego nie przeczyta. Tak więc.
Skoro w ostatnim poście pisaliśmy o gejszach, tym razem napiszemy o podobnym gatunku kobiet do towarzystwa, a jednak zupełnie innych- kurtyzanach.

Wikipedia sądzi, że są to:

(W kulturze chińskiej)
Od najdawniejszych czasów historycznych aż do utworzenia republiki socjalistycznej, prostytucja była w Chinach uznawana i popierana[1][2].
Mimo powszechności poligamii w starożytnych Chinach (zob. małżeństwo w Chinach) prostytucja była szeroko rozpowszechniona, miała ona jednak inny charakter niż na Zachodzie. Świadomy swego stanu i obowiązków Chińczyk regularnie odwiedzał domy uciech, choć niekoniecznie w celach seksualnych, raczej przeciwnie, żeby od seksu nieco odpocząć. Mężczyźni mogli zaspokajać swe potrzeby seksualne w domu i z kilkoma żonami. Poza domem szukali więc tego, czego im często brakowało w domu: partnerstwa duchowego, konwersacji, muzyki, śpiewu itp. Mężczyźni udawali się do domów publicznych i mieszkań kurtyzan przede wszystkim po to, by spędzić przyjemnie czas w towarzystwie pięknych i wykształconych kobiet, które umiały śpiewać, tańczyć, grać na jakimś instrumencie muzycznym, recytować wiersze i zabawiać gości interesującą konwersacją. Odwiedziny u prostytutki kończyły się zwykle stosunkiem płciowym chodziło jednak w takim kontakcie o porozumienie wyższego rzędu między mężczyzną a kobietą. Właściciele domów publicznych musieli więc łożyć na wykształcenie prostytutek.

Chińskie kurtyzany mimo wszystko nie były to zwykłe ulicznice. Wymagano od nich umiejętności, znajomości różnorodnych afrodyzjaków,... Wszystkiego, co może podniecić i zadowolić klienta.
Oczywiście czytałam książkę, w której młoda dziewczyna została sprzedana, aby  jej rodzina mogła przeżyć w ciężkich latach głodu, biedy i cierpienia.
Trafia do zwykłego burdelu, ale jako że jest niezwykle piękna, sprzedana zostaje to bardziej elitarnego ośrodka. Poznaje wiele ludzi, czasem jest to dla niej korzystne, czasem nie. Wojna nie pozwala o sobie zapomnieć, dobre czasy się kończą, nadchodzi czas niepokoju. Miao znowu spotyka się z tym, przez co została wysłana do tego świata. Bieda, głód, cierpienie. I tak dalej i dalej... naprawdę warta przeczytania. Szukając okładki tej książki w Google Grafika, aby wkleić ją na bloga, zauważyłam, że Pani Miao Sing napisała jeszcze jedną książkę o "chińskiej kurtyzanie", a dokładniej "Chińska kurtyzana. Tortury miłości". Stawiając na moją inteligencję i spostrzegawczość, śmiem sądzić, że jest to kontynuacja tej kultowej biografii. Tak więc wspaniale, czytajcie! Gdy ja przeczytam, na pewno nie dam wam spokoju i chętnie się z wami tym podzielę. ;D

środa, 25 stycznia 2012

SZAROOKA gejsza

Czas zacząć pisać o czymś konkretnym, a że jestem chora, wątpię, że mi to wyjdzie. Ale spróbuję! Do odważnych świat należy, a że świat zdobył już internet, mi pozostało wkupić się w jego łaski.
Tak więc tematem dzisiejszych rozmyślań są gejsze. Według wikipedii to : 

Gejsza (jap. 芸者 geisha?) – osoba o umiejętnościach artystycznych; termin powstał w epoce Tokugawa.
Składa się on z wyrazu gei (sztuka) i sha (osoba), lub w Kioto gei (sztuka) i ko (kobieta). Chodzi tu o osobę uprawiającą tradycyjne, japońskie rodzaje sztuki, innymi słowy - artystę. W dialekcie regionu Kansai (w tym Kioto) używa się terminu geiko.
Gejsze są mistrzyniami w sztuce konwersacji, tańca, śpiewu i gry na tradycyjnych instrumentach japońskich (np. na shamisenie). Zajmują się też kaligrafią, ikebaną i innymi sztukami japońskimi. Zanim kobieta zostanie gejszą musi przejść sześcioletni okres bycia maiko.
Tradycja gejszy wywodzi się od mężczyzn-błaznów taiko-mochi lub hōkan (odpowiedników występujących w szlacheckiej Polsce błaznów). W późniejszych czasach dołączały do tego zawodu kobiety, dla odróżnienia zwane onna-geisha czyli "kobieta gejsza". Obecnie gejszami zostają wyłącznie kobiety.
Gejsze są sprzedajnymi kobietami ale nie w takim znaczeniu jak wyobrażają to sobie często europejczycy i amerykanie. Gejsze to zasadniczo tancerki, które były od wczesnej młodości kształcone w tańcu, śpiewie i grze na trzystrunowej gitarze samisen, bębenku lub flecie. Uczyły się także dobrych manier, poznawały literaturę i poezję...

Ble, ble, ble. Japonia, kraj kwitnącej wiśni, jest taki piękny! A tu wikipedia zanudza nas podręcznikowymi opisami. Tak więc. Cała moja fascynacja nimi zaczęła się od obejrzenia filmu pt. "Wyznania Gejszy" . Piękny! Ale już go nie pamiętam .. W każdym razie ostatnio przeczytałam książkę, od której ten film się wywodzi. Mistrzostwo.Byłam zaszokowana, że autor, który, jaki można się domyśleć po tym, ze był mężczyzną, nie był gejszą.  Mimo to tak wspaniale opisał te wszystkie emocje, odczucia. No genialne, no! Ale postanowiłam, że nie będę nigdzie pisała o niej opinii. Jest taka niewinna, a jednocześnie, odważna, więc sądzę, że tylko bym popsuła to arcydzieło. Ale polecam! :D


Ponieważ jestem wredna i nie potrafię się powstrzymać od zgryźliwych komentarzy, więc chciałam zapytać...
Dlaczego Sayuri ma tutaj niebieskie gały?! Przecież w książce jest tak wspaniale opisane, jak jej szare oczy doprowadzały mężczyzn do szału... A tu niebieski?! :(
Nie, nie, nie! Nie mogę. Ale wybaczam im to. Na samą myśl o tym filmie i książce mam zbyt dobry humor! I tak w ogóle, to przeczytajcie... Ola będzie z was dumna! :))

Pierwszy (leniwy)

W pierwszym poście powinnam napisać, o czym będzie ten blog, kim jestem itp. Z racji tego, że jest to zbyt typowe, nie zrobię tego. Z czasem się dowiecie. Jeśli jednak nie macie tyle cierpliwości, nie zobaczycie losów mego bloga. Trudno. Pocieszę się jednak tym, że jest w internecie jeszcze kilku szaleńców, którzy niczym hazardziści, stawiają wszystko i jednak go przeczytają. Nie jestem pewna, czy będzie on tak tragiczny, że będzie potrzebne duże poświęcenie, aby go przeczytać, jednak dziękuję, że odważyliście się na przygodę ze mną. Mimo zapowiedzi, blog pewnie będzie nudny, gdyż jestem leniwa. Posty też nie będą się pojawiały regularnie, gdyż (jak wyżej)- jestem leniwa! Tak więc powodzenia. Mocnych nerwów. Cierpliwości.